Obserwatorzy

środa, 11 listopada 2015

Ręcznie robione cotton balls czyli o tym, że astmatycy nie powinni dmuchać małych baloników :P

Cotton balls. Od dłuższego czasu chciałam je mieć, ale wydanie na nich takiej sumy pieniędzy jakie są proponowane w sklepach wydawało mi się odrobinę przesadzone. 
Stwierdziłam, ze spróbuję zrobić je sama a wierzcie mi cały wszechświat chciał mi w tym przeszkodzić.

Wyobraźcie sobie, że wchodzicie sobie we wrześniu do takiego..hmm marketu xxx żeby nie było, że robię komuś antyreklamę :P i ma miejsce taki oto dialog:
Ja: Dzień dobry czy dostanę u Państwa lampki led? dokładnie 20 lampek na jednym sznureczku i najlepiej na baterie?
Ekspedientka: Ale jakie lampki?
J:no led, takie co się nie zagrzewają do czerwoności, takie jak na choinkę
E; A czy słyszała Pani ostatnio white christmas w radiu?
J:(zbita z tropu) całe szczęście nie...
E; To niech Pani wróci jak Pani usłyszy wtedy powinniśmy mieć

Taaa :D takie rzeczy to tylko na zakupach ze mną :D

W końcu zamówiłam lampki na allegro. Przez nieciekawy zbieg okoliczności jako ze wtedy się dopiero przeprowadziłam i listonosz jeszcze o tym nie wiedział a zdecydował się nie sprawdzać lampki dotarły z powrotem do sprzedawcy. Musiałam jeszcze raz zapłacić za wysyłkę ale tym razem na wszelki wypadek zeby nie stresować listonosza zamówiłam je na adres rodziców. 

Ale przez to też moja chęć robienia cottonków troszke oklapła, bo skoro wszechświat nie chce żebym je robiła to może lepiej nie robić...

Ale natknęłam się na nie potem u znajomych..jednych, drugich, trzecich...i odrodziła się we mnie straszliwa, babska chęć posiadania:P

Rozpoczęłam poszukiwanie odpowiednich balonów...nakupiłam ich strasznie dużo z różnych rodzajów. Prawda taka ze nie miałam pojęcia jak dokładnie robić te moje cotton balls, musiałam się sama najpierw nauczyć. 

Dmuchanie tego cholerstwa sprawiło, że prawie przeniosłam się na tamten świat, a moja astma pogroziła mi konkretnie grubymi paluchami, ale postawiłam się i nadmuchałam 20 cholernych balonów :P następnym razem zroganizuję sobie pompkę, ale gdybym miała jeszcze poświecić czas na szukanie pompki to moje cottonki zaczęłabym robić chyba w nowym roku (przynajmniej w rytm white christmas i z przecenionymi lampkami...wezmę to pod uwagę na nowy rok :D)
i jedna dodatkowa uwaga- moje cottonki nie są równe, przez to że miałam różne balony i nie do końca umiałam sprawić żeby były takie same po nadmuchaniu-na przyszłość jedna partia tych potworów ;)

Wybrałam nitki w kolorze szaro-biało-granatowym bo takie właśnie kolory dominują w mojej salono-kuchni. Nie miałam pojęcia jak mieszać klej z wodą, żeby nie okazało się że jest za mało albo za dużo tego czy tego...w rezultacie po eksperymentach jedne kuleczki są twarde jak skała inne troszkę bardziej wiotkie, ale już ułożyłam idealne proporce na następny raz :)

obłożyłam gazetami stół, podłogę, kawałek kanapy i swoje kolana (nie wiem czy to kwestia przewrażliwienia czy znajomości siebie i swoich możliwości upaprania wszystkiego)
Przystąpiłam do oplatania baloników (oczywiście ochlapując wszystko wokół)

potem przypomniałam sobie że jestem tak genialna że nie mam spinaczy ani niczego co pozwoliło by mi przytrzymać kuleczki na suszarce, ale z tym też sobie poradziłam (nie wiem dlaczego wszechświat nie chciał żebym miała cotton balls :))

Nareszcie się udało. Kiedy wyschły wydłubałam z nich baloniki (z zimną krwią mszcząc się za biedne płuca) wsadziłam w nie lampeczki, zapaliłam i odetchnęłam z ulgą, że sufit nie spadł mi na głowe ani nic mnie nie poraziło :) wszechświat się złamał i wygrałam tą bardzo nierówną walkę :D a oto efekty :)




nie potrafię znaleźć zdjęć z produkcji :) ale kiedy tylko mi się uda dodam je na bloga :) świetlistego wieczoru :*