Obserwatorzy

piątek, 10 lipca 2015

Zmiany są najlepsze...dzisiejszy post sponsoruje Ted Mosby i mój ciągle walczący mózg :)

Dzisiaj czas na rozmyślania filozoficzne. I na trochę biżuterii też :D Żeby nie było nudno :)
zacznę od tego.
Oj tak w ciągu roku może się zmienić wiele. Właściwie wszystko. Ted Mosby wie to najlepiej :D
Ja chyba też zaczynam się przekonywać.
W ciągu ostatniego roku ja rzuciłam pracę, wyprowadziłam się z ulubionego miasta do rodziców, wyjechałam do innego kraju, znalazłam pracę - najpierw jedną, potem drugą a na koniec trzecią przez co zrezygnowałam z dwóch poprzednich. Pracowałam, spłaciłam kredyt, poznałam lepiej język, zaczęłam myśleć o powrocie z powodów osobistych, dostałam propozycję pracy w kwiaciarni-odrzuciłam ją bo stwierdziłam że czas wracać. podjęłam decyzję o wprowadzeniu się do obcego miasta, złożyłam wymówienie i za 2 tygodnie wracam do Polski...
Cóż faktycznie można powiedzieć że sporo zmian jak na 1 rok. Ale czy na pewno?
Nie wiem. Życie jest bardzo płynne. Prawda taka że chociaż tyle się wydarzyło nie czuję się ani trochę bardziej ogarnięta, pewna siebie i swoich pomysłów, pewna planów a już na pewno nie jestem pewna co dalej. Z tym że jak widać życie samo pisze różne scenariusze. Bo 2 lata temu po skończeniu florystyki byłam pewna że w końcu będę robić coś co chce...Jednak nasze wybory są podyktowane także zdrowym rozsądkiem. Bo przecież kredyt sam się nie spłaci, mieszkanie nie zapłaci a lodówka nie napełni. Bez światła też ciężko szyć :D
Zastanawiam się skoro ten poprzedni rok był tak intensywny, a i tak wracam do punku wyjścia..(no prawie bo jednak bez kredytu :D ) to co przyniesie następny. Nigdy nie miałam postanowień noworocznych. Pewnie pod koniec tego roku też nie będę ich mieć :D ale zastanawiam się co z sobą zrobić po powrocie. Podążanie za marzeniami wydaje się fajne, ale może sprawić że stracimy więcej niż zakładaliśmy na rzecz zyskania czegoś innego...tylko czy faktycznie ważnego? Ponad to podążanie własną drogą wymaga pewności, że się czegoś faktycznie chce i jest się gotowym na ryzyko, trzeba być odważnym i przeć do przodu, a ja nie jestem pewna czy to potrafię i czy jestem na tyle silną osobowością, żeby w razie czego sporo poświęcać dla wybranego celu? A najgorzej jest kiedy rozglądasz się na wszystkie strony szukając zrozumienia, wsparcia. Żeby ktoś Ci powiedział, że to normalne, ze nie zwariowałaś. I się tak rozglądasz i czekasz...
Czuję się znowu jak po skończeniu liceum, kiedy nie wiedziałam co z sobą zrobić i w którą stronę iść. Też wtedy wyjechałam za granicę, tylko że po powrocie miałam plan działania. Postawiłam na siebie i na realizację swoich pragnień i marzeń...a teraz jestem tutaj- znowu 8 lat później tylko że tym razem nie wiem co z sobą zrobić a moja głowa przypomina wulkan tuż przed wybuchem. Kiedy miałam 19 lat mogłam próbować, a teraz 27 i może powinnam już wiedzieć więcej? a czuję się dokładnie tak samo. Jest jedna pewna rzecz w moim życiu- rękodzieło. Tylko to było ze mną od dziecka do teraz. Zawsze sobie wyobrażałam że będę miała mały sklepik, pracownię, kwiaciarnię. Po prostu miejsce gdzie będą przychodzić ludzie, którzy będą się tam wyciszać, gdzie po wyjściu będą naładowani pozytywną energią której miałam w sobie tak dużo...życie weryfikuje plany, może nie zabrałam się do tego właściwie, a może nie jest mi to pisane. Ale od ciągłego powtarzania "co dalej?" aż huczy mi w głowie.

I jedyna pewna odpowiedź to dalej-pasja. Może nie przynosi korzyści finansowych, ale przynajmniej cieszy :)
w ciągu ostatniego roku wiele zobaczyłam, poznałam się od tej kiepskiej czasem bardzo słabej i nerwowej strony, ale także od tej która wpadała na szalone pomysły, a potem z nich rezygnowała na rzecz otaczającej rzeczywistości.
Przekonałam się, że mimo chęci ciężko dochować niektórych obietnic danych sobie i bliskim osobom. Ciężko też przyznać fakt że rok temu o tej porze obiecałam sobie zrobić wszystko żeby się ogarnąć...obiecałam to sobie właściwie 8 lat temu, ale po drodze coś poszło nie tak. Może faktycznie to nie jest jeszcze ten moment? Może powinnam dać sobie czas do 30? :D
w tym momencie czuję się tak
tylko cholera nie mam z kim zorganizować imprezy, w której mogłabym znowu potraktować to wszystko jak żart. Może przydała by mi się swoista interwencja...aczkolwiek podobno nie potrafię docenić i posłuchać innych więc nie wiem czy by to coś dało..
Tak czy siak. Wracam za 2 tygodnie i zaczynam od nowa. Czas więc się uspokoić i zacząć myśleć pozytywnie co też mam zamiar uczynić. Podobno nikt nie lubi słuchać o problemach innych i ciągle dawać wsparcia, podobno trzeba wierzyć w siebie, podobno nawet jak się nie wierzy, to mówić że się wierzy, bo kłamstwo wielokrotnie powtarzane staje się prawdą :D Bo podobno zmiany są najlepsze...
No to się zrobiło poważnie :) trzymajcie teraz kciuki żeby wszystko poszło dobrze, bo jak nie to pozostanie mi jedynie siąść, zamknąć się na 4 spusty i płakać w samotności. Ale narazie odrzucam ten jakże smutby scenariusz :)
 Na swoje usprawiedliwienie za ten przydługawy tekst i za zasypanie Was spamem z HIMYM mam dla was coś sutaszowego :)


i zbliżenie na broszki z wyzwania RS :)
Kto wytrzymał do końca gratuluje ;)
Do zobaczenia wkrótce :)